Psychiczne nastawienie to podstawa
Chyba każdy z nas miał, ma lub (w 100%) będzie mieć długi... Niestety, żyjemy w takim kraju, w którym ciężko jakoś się wybić - bez pomocy rodziny czy przyjaciół. Chodzi mi głównie o pomoc finansową. Oczywiście długów da się uniknąć, ale myślę - biorąc pod uwagę swoje doświadczenie - że rzeczywiście "Polak mądry po szkodzie". Przy długach bardzo ważna jest psychika człowieka. Oczywiście na początku każdy załamuje ręce: jest płacz, zgrzyt zębami, wołanie o pomoc. Czasem ludzie wpadają w ciężką depresję. Oto do czego może doprowadzić nas brak pieniędzy! Sama byłam w sytuacji, gdzie przy zarobkach 2000 zł na rękę zostawało mi 1,50 zł na każdy dzień w portfelu. Bliska załamania nerwowego młoda dziewczyna bez środków do życia. Dlatego o tym mówię - psychiczne nastawienie to podstawa! Opiszę tutaj próby wyjścia z sytuacji, gdzie długi nie sięgają tysięcy złotych.
Na początku należy dokładnie przeliczyć nasze zarobki (czynsz, media, raty plus rata spłaty ewentualnego długu) i myślę, że to jest najważniejsze. Jeśli prowadzimy gospodarstwo domowe, mamy rodzinę, to podstawą jest opłacanie rachunków! Musimy mieć ciepłą wodę, musimy mieć gdzie mieszkać, na czym ugotować zupę - tanią, bo tanią, ale podstawy muszą być!
U mnie wyglądało to w ten sposób przy zarobkach 2 tys. zł miesięcznie na rękę (dodam, że mieszkałam sama, aczkolwiek rachunki miałam dość spore, bo mam dość spore mieszkanie i miałam 6 tys. zł długu, który musiałam jak najszybciej spłacić):
- 650 zł czynsz;
- 18 zł RTV;
- 190 zł gaz;
- 90 zł prąd;
- 67 zł pierwsza rata kredytu;
- 120 zł internet i TV;
- 120 zł bilet miesięczny do pracy;
- 400 zł druga rata kredytu.
Obliczyłam, że przy 2 tys. zł, mając opłaty 1665 zł, zostaje mi 300 zł na życie… Dużo, nie? A kobieta chciałaby również wyglądać, choćby skromnie. No to dobra, wzięłam znów kartkę do ręki i liczę, liczę, liczę... Myślę, z czego można zrezygnować, dobra mam! Do pracy mam 30 minut spacerem, hmm sport to zdrowie, a nie zawsze na świecie były tramwaje i autobusy, więc od następnego miesiąca nie kupuję miesięcznego (już mam na miesiąc 420 zł) Następnie hmm... czy potrzebna mi telewizja? Przecież na parę miesięcy można zrezygnować, no to dawaj! Zrezygnuję. Uznałam, że internet jest potrzebny, ale kosztuje połowę abonamentu - do kieszeni trafiło mi kolejne 60 zł, więc mam już 480 zł. Niestety… reszty nie dało się zredukować... Bo pamiętajmy, kochani, RACHUNKI PŁACIĆ TRZEBA! Mogłam obniżyć abonament w telefonie, ale moja praca nie pozwala mi zmniejszyć kontaktu z klientem, więc to również jest niezbędne.
Jeśli już mamy wyliczenia, wiemy co, na co, kiedy i za ile, zabieramy się do porządkowania swojej głowy (czyli wdrażania w nią planu: myśl pozytywnie, przecież się uda!). Rachunki będą popłacone co miesiąc. Czyli już światełko w tunelu. Na życie zostaje 480 zł. Czyli będzie za co jeść! No i bomba! Mówię tu o singlu, bo wiadomo: jeśli ma się rodzinę, sprawa wygląda nieco inaczej, ale mamy też troszkę inne zarobki. Więc tak: mieszkając sama jestem, podkreślam - JESTEM W STANIE WYŻYWIĆ SIĘ ZA 10 ZŁ DZIENNIE!!! Tu chodzi o naszą głowę. Na początku należy odrzucić wszystkie zbędne produkty, których nie musimy konsumować, tj. chipsy, słodkości, jakieś wymysły marketingowe, które tylko sprawiają, że mamy puste portfele… Pamiętajmy, że mamy tylko 10 zł na dzień (potem napiszę, co robimy z resztą odłożonych pieniędzy). Zakupy robimy w dyskontach. To są świetne sklepy! Kupujemy ich produkty, nie zapominając, że wytwarzają je markowe koncerny, wiec nie jest to jadło dla biedaków, a normalne jedzenie. Może w troszkę gorszym opakowaniu, ale nie opakowaniem się przecież żywimy! I nie ma, że do dyskontu jest dalej niż do sklepu „naprzeciwko”! Trzeba się ruszyć i pofatygować! Długi same się nie spłacą!
PODAJĘ JADŁOSPIS, który jest przykładowym jadłospisem. Każdy sam musi sobie umieć go ułożyć w taki sposób, aby było łatwo smacznie i przyjemnie. Troszkę to ciężka praca, bo trzeba chodzić po sklepie, zastanawiać się, czy nie lepiej kupić coś tańszego. Trzeba dobrze znać siebie i wiedzieć, czy za dwa dni nie wpadnie nam pomysł do głowy, że będziemy jeść coś innego niż już kupiliśmy - NIE! Wydałeś pieniądze, to teraz trzeba to zjeść! Nie ma wyrzucania jedzenia!
Śniadanie - ok. 2 zł:
- bułka - 60 groszy;
- 2 plasterki serka topionego z Biedronki - 55 groszy;
- kilka plasterków pomidora - 30 groszy;
- herbata z cytryną i cukrem - 50 groszy.
No i co? mamy dobre śniadanie za 2 zł? Potrzeba więcej na te parę godzin? NIE!
Obiad - 4 zł:
- pierogi z dyskontu np. ruskie - tam jest 400 gramów - nawet łakomczuch się naje tak bardzo, że nie będzie mógł się ruszać (ja przynajmniej tak miałam);
- warzywa na patelnię, można ugotować sobie 3 ziemniaki i do tego plasterek mortadeli i ogórek kiszony (więcej niż 4 zł nie wyjdzie).
Podwieczorek - 1,5 zł:
- bułka słodka 1,5 zł;
- serek homogenizowany, np. serek ze zbożem;
- banan, jabłko.
Kolacja - 2,5 zł:
- gruby plaster szynki - 1zł;
- pomidor - 50 groszy;
- ogórek - 50 groszy;
- 2 kromki chleba - 30 groszy.
Nie jest to zły sposób żywienia. Nie jest pewnie również bardzo zdrowy, który będzie polecany przez dietetyków i lekarzy, ale jest skromny i będzie trwał tylko jakiś czas, więc spokojnie możemy się troszkę pomęczyć. Ważne, żeby nie zabrakło owoców, warzyw, jakiegoś nabiału przynajmniej raz dziennie. Nie są to drogie produkty.
Z całej wypłaty 2 tys. zł mamy zapłacone rachunki. Mamy ciepło, jesteśmy czyści i mamy co jeść - skromnie, bo skromnie, ale jednak! Zresztą Polacy lubią żyć zgodnie z zasadą: "Zastaw się, a postaw się", a nie to jest priorytetem naszego bytu na tym świecie. Zostaje nam 180 zł, więc możemy spokojnie powiększyć ratę z 400 zł na 500 zł na czas, kiedy nie będziemy musieli sobie kupić jakichś butów, kurtki czy ubrań. Przecież nie możemy chodzić nago po ulicy. Tym samym powiększając sobie spłatę raty, zmniejszamy dług i nasze męki aż o 3 miesiące! Ważne, żeby się nie poddawać. Będą momenty rezygnacji. Będziemy czuć się biednie, bo znajomi, przyjaciele to mają, a my nie. Oni mogą wyjść do kina, a my nie, ale trzeba sobie pomyśleć, dlaczego tak się stało. Może przez własną głupotę? Może to jest właśnie ten moment, kiedy trzeba nauczyć się żyć godnie i skromnie. Jeśli uwierzycie w to, co piszę, będziecie czuć się mądrzejsi i bardziej dowartościowani… Ja się tak czuję. Teraz, kiedy dług 6 tys. poszedł w siną dal - bo zapomnieć, nie zapomnę - żyję inaczej. Kiedyś potrafiłam trwonić pieniądze swoje, rodziców. Teraz potrafię przeżyć, kiedy odkładam np. na remont kuchni, bo to też spory wydatek i trzeba z czegoś zrezygnować. Na koniec kilka rad, które stosuję do tej pory. Niektórym wydaje się to śmieszne, ale naprawdę się sprawdza i dzięki temu mogę iść częściej do kina z mężem albo kupić upragniony stolik do kuchni, wiec jestem najedzona, jest mi ciepło, czuję się dojrzałą, spełnioną kobietą.
RADY:
- jeśli nie stać Cię na masło, margarynę, to po prostu tego nie kupuj - za dużo tłuszczu to też niedobrze, a jednak dobre masło sporo kosztuje;
- częściej rób dania jednogarnkowe - tym sposobem możesz zrobić na kilka dni i zamrozić (oszczędność później gazu i czasu);
- zamrażaj chleb! Śmieszne? Nie! Porcjuj pieczywo i odmrażaj w miarę potrzeby (kilka kromek chleba odmraża się niecałą godzinę);
- zmywaj w misce i płucz w misce, jeśli nie posiadasz zmywarki;
- staraj się rozplanowywać posiłki tak, aby nic ze spożywki się nie marnowało - zawsze można zrobić świetne danie z resztek;
- nie wypłacaj zbyt dużej kwoty pieniędzy z konta - wypłać tyle, ile potrzebujesz danego dnia na zakupy, a resztę odkładaj na koncie oszczędnościowym.
Jak już wyjdziesz z długów, odkładaj miesięcznie zawsze jakąś kwotę - może to być np. 10% Twojej wypłaty. Wtedy będziesz pewna/pewny, że nie jesteś "goły i wesoły" i nie będziesz musiał przeżywać horroru od nowa. No i pozdrawiam wszystkich ambitnych dłużników. Głowa do góry! Jeśli ja dałam radę, to i Wy dacie.