Jacek, 33 l.
W pandemii mniej zleceń było, poratowałem się pożyczką, no i zabrakło na spłatę…
Dług? Jaki tam dług! Zawracanie głowy. Nie mam stałej roboty, to skąd brać na to wszystko?! A ciągle tylko płać i płać! Dom stary, to i wymaga nakładów. Niby nie mam czynszu, ale światło swoje kosztuje, a i węgiel trzeba kupić. Już wiosną wszystko, co zarobię, odkładam na zimę. A i pracy raz więcej, raz mniej, ludzie zamiast naprawić pralkę, wolą nową kupić, bo niby taniej. W pandemii mniej zleceń było, poratowałem się pożyczką, no i zabrakło na spłatę. Czemu nie znajdę czegoś na stałe? Tak mi dobrze, nie mam szefa nad sobą, nikt nie każe o 6 rano wstawać. A co z długiem? Rozmawiałem niby. Pani mądrze mówiła, że warto spłacić, z głowy mieć, żeby dziecku długów nie zostawić. Bałem się, że jak zacznę KRUKowi spłacać, to i była żona zechce pieniędzy na alimenty. A poza tym to kłopot. Wszystko do ręki dostaję, nie mam konta, więc musiałbym do banku gdzieś jechać, do Łęcznej chyba, bo u nas to nie ma. I tak co miesiąc jeździć, wpłacać… Na szczęście można u Was gotówką, więc co miesiąc przyjeżdża taki pan i mu przekazuję pieniądze.